Na Małym Rynku w Bystrzycy Kłodzkiej przetrwał do naszych czasów interesujący zabytek dawnej jurysdykcji, kamienny pręgierz. Jego drewniany poprzednik spłonął prawdopodobnie podczas pożaru miasta w 1475 r. Zlokalizowany był przy ratuszu, obok zbiornika na wodę nazywanego “czerwoną kałużą” naprzeciwko bramy Kłodzkiej, u wylotu dzisiejszej ul. Okrzei. Również zachowany do dziś pręgierz nie stoi w oryginalnym miejscu. Pierwotnie usytuowany był na Rynku, w miejscu dzisiejszej kolumny św. Trójcy, skąd przeniesiono go w maju 1736 r. w pobliże wartowni przy ratuszu, a dopiero w 1813 r. w obecne miejsce, czyli na Mały Rynek. Tutaj służył on początkowo jako latarnia, podpora pod drabiny i miejsce przywiązywania wozów konnych.
Historia tego obiektu sięga 1556 r. – zlecenie rady miejskiej na jego budowę. Pierwszą karę wyegzekwowano przy nowym, kamiennym pręgierzu 27 października 1571 r., kiedy to wychłostano dwie prostytutki. Jedną z nich była córką owczarza z Zalesia. Obie wygnano z miasta. Prawdopodobnie tutaj karę chłosty wykonano w 1574 r. na córce sędziego z Gniewoszowa. 20 lutego 1599 r. również na rózgę i wygnanie z kraju skazano niejakiego Valentina Schneidera, czeladnika kuśnierskiego ze Złotego Stoku, ponieważ ukradł on kilku ludziom len i ubrania. 23 czerwca 1612 r. obito przy pręgierzu pewną nieszczęśnice, która namówiła swoją córkę do podłożenia ognia pod zabudowania i dom mieszkalny należące do Valentina Rupprechta. Podpalaczka została ukarana również chłostą. W czasie wojny trzydziestoletniej rada miejska Bystrzycy Kłodzkiej usiłowała powstrzymać upadek dobrych obyczajów, będący skutkiem zawieruchy wojennej, karając wystawieniem pod pręgierzem lub pokutą kościelną. Tak postąpiono w sierpniu 1621 r., kiedy przez dwie niedziele rozpustne kobiety, wraz ze swoimi wielbicielami, musiały stać na cmentarzu w żelaznej kunie. Dodatkowo wszystkich poddano karze kościelnej. Podczas nabożeństwa skazani musieli klęczęć przed głównym ołtarzem, trzymając przy tym w jednej ręce zapaloną świecę, a w drugiej rózgę.
Natomiast 6 lipca 1663 r., jak wspominają kroniki, przez bramę Kłodzką do miasta wleciał rój pszczół i osiadł na pręgierzu. Nie wiemy, jak władze miasta odniosły się tego problemu. Wykonawcą wyroków kary wystawienia pod pręgierzem, chłosty i relegacji z miasta był kat lub jego pomocnicy. Miasto własnego egzekutora zatrudniło dopiero w połowie XVIII w., kwaterując go w katowni. Wcześniej “specjaliści” byli wypożyczani z Kłodzka lub rzadziej z Międzylesia. W czasie przenosin pręgierza w maju 1736 r. do jego odbioru zatrudniono kata z Kłodzka, Gottfriedta Hillebrandta. W zwyczaju było bowiem, że nowy lub wyremontowany pręgierz, jak i szubienica, były zatwierdzane i przekazywane uroczyście w ręce kata. On wygłaszał stosowną formułkę, a następnie uderzeniami obnażonego miecza w słup pręgierza, potwierdzał przejęcie go w swoje posiadanie. Hillebrandt za swoją pracę w Bystrzycy pobrał wynagrodzenie, które jak się wydaje było znacznie zawyżone. Zwrócili na ten fakt uwagę rajcy miejscy w piśmie z 15 maja 1736 r. do władz Kłodzka, którym podlegał mistrz Hillebrandt. Jak wyliczono, kat pojawił się w Bystrzycy dzień wcześniej niż planowano i pozostał na noc, zanim pracujący przy pręgierzu murarze zakończyli prace. Niepotrzebnie naraził władze miasta na koszty zakwaterowania i wyżywienia. Mógł przyjechać dopiero 9 maja, zważywszy, że odległość z Kłodzka do Bystrzycy nie jest duża. Kat do rachunku za swoje usługi doliczył dodatkową opłatę za pełnioną straż przy pręgierzu, co podniosło o 2 floreny i 20 krajcarów i tak już wysoki rachunek opiewający na sumę ponad 25 florenów. Zirytowani tym faktem rajcy powołali się na taksę katowską z kodeksu kryminalnego Józefa I z 1708 r. Przewidywała ona wynagrodzenia dla kata w wysokości 6 florenów. Kwota ta była wielokrotnie niższa niż suma, jaką kazał sobie zapłacić mistrz Hillebrandt.
Nie pierwszy raz bystrzyccy rajcy mieli problemy z kłodzkim katem. We wrześniu 1672 r. kłodzki kat wychłostał i wygnał z kraju Matthesa Hampela. Oprócz kosztów materiałowych i wykonania wyroku, miasto musiało wydać dodatkowo 1 florena i 41 krajcarów na wyżywienie kata i jego ludzi, wypite przez nich piwo, oraz paszę dla dwóch koni.
Nie mniej kosztowne były usługi mistrza z Międzylesia. Tamtejszemu katowi, Hansowi Neugebauerowi, zlecono wykonanie kary chłosty i wygnania niejakiego Georga Olßnera w 1680 r. W dzień targowy, 31 sierpnia 1680 r., o godzinie siódmej rano kat postawił Olßnera pod pręgierzem. O ósmej trzema rózgami wyegzekwował karę chłosty, później odprowadził skazanego do bramy miejskiej, gdzie przyjął jego przysięgę, że opuści na zawsze hrabstwo kłodzkie. Przyrzeczenie skazaniec składał na obnażony katowski miecz, co miało wymiar nie tylko symboliczny. Gdyby zdecydował się na powrót, czekała go kara śmierci.
Bystrzycki pręgierz wykonano w całości z piaskowca. Jego wysokość wynosi około 350 cm, osadzono go na kamiennym podeście. Obiekt składa się z ośmiokątnego słupa, w górnej partii cylindrycznego, zwieńczonego dwuczęściowym kołnierzem przykrytym stożkiem. Na wysokości około 200 cm znajdują się metalowe pierścienie, a na wysokości 7 cm dwa dalsze służące do unieruchamiania skazańca. Na pręgierzu wyryto napis o chrakterze moralizatorskim: DEUS IMPIOS PUNIT – Bóg każe bezbożników. Jest to o tyle wyjątkowe, iż bystrzycki pręgierz jest jedynym obiektem tego typu na Śląsku, który opatrzono napisami. W dolnej części pręgierza wyryto daty jego przenosin (TRANSFERIRT 1736 i 1813), oraz 1556 jako rok wystawienia zabytku.
W przeszłości pręgierz był ogrodzony łańcuchami. Jesienią 2002 r. został poddany pracom konserwatorskim sfinansowanym przez władze miejskie. Dziś znów prezentuje się doskonale jako pomnik dawnego wymiaru sprawiedliwości. Bystrzycki pręgierz, oprócz wrocławskiego jest jednym z najlepiej zachowanych i udokumentowanych zabytków tego typu w skali kraju i młodszym od niego tylko o 64 lata.
Daniel Wojtucki
[Tekst ukazał się we wrześniowym numerze czasopisma “SUDETY”]