Artykuł został opublikowany w czasopiśmie “SUDETY”, nr 8, sierpień 2008, s. 15.
Na Dolnym Śląsku szubienica w najlepiej zachowanym stanie znajduje się w Wojcieszowie koło Świerzawy, w powiecie złotoryjskim. Potężna, cylindryczna budowla wznosi się na wschód od miasteczka, na zboczu wzniesienia Trzciniec. Współrzędne GPS: N-50o57’30,07″, E-15o55’47,87″. Jej mury, jak i samo wzniesienie przyciągało turystów już w XIX stuleciu. Szubienica opisywana była wielokrotnie w przewodnikach po Górach i Podgórzu Kaczawskim wydawanych m.in. przez jedną z sekcji Towarzystwa Karkonoskiego (Riesen-Gebirgs-Vereins). Według XIX-wiecznych opisów aby dotrzeć do szubienicy należało: “…kierować się na wzniesienie Amberg [Trzciniec], zwane potocznie “Amrich”. Prawie naprzeciw zamku lub przy strażnicy niedaleko browaru, we wschodniej części wioski, znajduje się polna droga prowadząca przez łagodnie podnoszący się teren rolny. Około kwadrans drogi stąd należy odbić w prawo w drogę prowadzącą pod górę, która po około pięciu minutach zmienia się w ścieżkę osłoniętą przez krzewy i prowadzi w miarę stromo pod górę między Wiesenberg [Polanka] a Amberg [Trzciniec]. Po około kwadransie drogi, po prawej stronie, pojawi się Amberg, a po upływie kilku minut można ujrzeć na górze budowlę, która u osób, nie znających jej przeznaczenia, budzi zdziwienie. Okrągły mur zbudowany z kamieni, mający 10 m średnicy i 3-4 m wysokości, z otworem wejściowym i czterema trzymetrowymi, niewykończonymi i równie masywnymi filarami, króluje na szczycie wzniesienia. Filary swego czasu były w ich górnej części połączone belkami, na których wieszano skazańców. Gdybyśmy przypuścili, że skazańcy ci pochodzili z prostego ludu, który nie posiadał prawie wcale wyczucia romantyzmu, wtedy mogłoby wydawać się to wielkim okrucieństwem, aby pokazywać biednemu grzesznikowi w jego ostatniej chwili życia czystą naturę z całym jej urokiem i wspaniałością. Nie znajdziemy bowiem w kraju punktów bardziej romantycznych, niż widoki spod murów tej szubienicy. U stóp widnieje urocza dolina Kaczawy wraz z przylegającymi do siebie miejscowościami, otoczone najpiękniejszą ozdobą w postaci zielonych drzew, obramowane pagórkami i górami porośniętymi gęsto drzewami liściastymi i iglastymi, z górami w tle, przechodzącymi płynnie z zieleni w ciemny i jasny odcień niebieskiego. Tyle romantyczny opis.
Jak większość dolnośląskich szubienic obiekt w Wojcieszowie wykonano w formie kolistej wieży. Całość stanowi cylindryczna “studnia” o średnicy wewnętrznej aż 600 cm i wysokości 300 cm, grubość waha się od 100 do 120 cm. Na koronie murów postawiono cztery kamienne filary o wysokości: 320, 400, 290, 350 cm, posiadające widoczne ślady gniazd do umieszczania dębowych belek egzekucyjnych. Od strony zachodniej do wnętrza studni prowadzi wejście o rozmiarach: 230x160x120 cm. Budowlę wykonano z granitowych ciosów.
Swój nienaruszony niemal stan, urządzenie to zawdzięcza przeprowadzonej w latach 30-tych XX w. konserwacji i renowacji. Widoczne są ślady reperacji przy użyciu tego samego budulca, chociaż przy zastosowaniu różnych zapraw. Najwidoczniej wówczas dostrzeżono wartość historyczną tych unikatowych pamiątek i starano się wszelkimi środkami zachować ich stan w jak najlepszym porządku. Podobnym inwestycjom renowacyjnym miały zostać poddane szubienice w Miłkowie k. Jeleniej Góry i Rogoźnicy k. Strzegomia. W obu przypadkach przeszkodził jednak wybuch II wojny światowej.
Trudno dziś jednoznacznie datować wojcieszowską szubienice, chociaż najczęściej w literaturze wskazuje się na XVII stulecie, jako czas jej wzniesienia. Wcześniejsza szubienica wykonana z drewna miała się znajdować na Galgenbergu [obecnie Zadora] oddalonym nieco na północ od dzisiejszego umiejscowienia szubienicy. Pewnym jest, że w 1681 r. murowany obiekt już istniał i to na jego belkach 1 grudnia tegoż roku zamierzano powiesić Gotfryda Zöllnera, oskarżonego o kradzież z włamaniem. Jednak w drodze łaski karę powieszenia zamieniono na wieczyste wygnanie z miasta. Kronika Wojcieszowa wspomina również, iż pewna panna ze szlacheckiego rodu została przy szubienicy napomniana. Chyba jednak najbardziej użytecznym czasem w historii tego miejsca straceń był rok 1682. Dzięki jeleniogórskiemu kronikarzowi wiemy, że dnia 16 kwietnia spalono tutaj żywcem pewnego mężczyznę, który dopuścił się grzechu sodomii ze zwierzęciem. W tym samym czasie zapewne ścięciem mieczem została ukarana pewna morderczyni własnego dziecka. Również w 1682 r. na jednej z belek wojcieszowskiej szubienicy zawisł nieznany z imienia i nazwiska mężczyzna, który dwadzieścia lat wcześniej miał popełnić mord na młodej szlachciance. Miała to być zbrodnia doskonała, sprawca po uśmierceniu swojej ofiary upozorował jej samobójczą śmierć przez powieszenie. Zapiski jeleniogórskiego dziejopisarza są o tyle cenne, ponieważ dotychczas w literaturze przedmiotu przeważała teoria, że wojcieszowska szubienica nie była użytkowana, a wzniesiono ją jedynie jako “straszak” na okolicznych poddanych.
Ostatnio teren wokół szubienicy został uporządkowany, wycięto znaczną część drzew i krzewów, jak również zamontowano na szubienicznych słupach belki. Przy szubienicy została ustawiona tablica informacyjna, zawierająca w większości bardziej legendarne informacje, niż faktyczne historyczne przesłanki dotyczące tego urządzenia. Tekst wzbogacają zdjęcia i mapka przedstawiająca przebieg ścieżki dydaktycznej, której szubienica jest jednym z punktów. Podobna tablica mogłaby stanąć w centrum Wojcieszowa i kierować przyjezdnych do tego, chociaż trudno dostępnego, ale jak interesującego i unikatowego zabytku dawnej jurysdykcji.
Daniel Wojtucki