W niewielkiej miejscowości Rybnica Leśna (niem. Reimswaldau), leżącej pomiędzy Wałbrzychem a Mieroszowem we wrześniu 1709 r. odbył się niecodzienny, nawet jak na ówczesne czasy proces sądowy, w wyniku którego wykonana została też egzekucja. Jego niezwykłość tkwiła w fakcie sądzenia osoby zmarłej, niejakiego George Eichnera, miejscowego chłopa, pochowanego na tamtejszym cmentarzu w dniu 23 maja tegoż roku, który przeleżał już kilka tygodni w grobie. Niemniej jednak miejscowa społeczność posądziła go o szkodliwą, pośmiertną działalność, ponieważ około miesiąc po jego śmierci zaczęły się dziać we wsi niepokojące zjawiska. Rybnica Leśna leżała w 1709 r. w dobrach należących do rodu Hochbergów z Książa i to pod ich jurysdykcją przeprowadzono postępowanie sądowe w tej sprawie, z którego zachowały się do dziś protokoły.
Pierwsze, zachowane pismo w sprawie George Eichnera datowane jest na 2 lipca 1709 r., sporządził je miejscowy sąd w Rybnicy i zostało przesłane do władz zwierzchnich. Opisano w nim dziwne zdarzenia, które miały miejsce w ostatnich tygodniach. Mieszkańcy podejrzewali, że niepokoi ich jakiś duch, w dokumencie opisano go pod terminem – Schöck oder Polter Geist. Według tego typu wierzeń duch ten zakłócał spokój wskazując na swoją obecność głównie poprzez stukanie, skrobanie, stąd w j. niemieckim czasownik poltern, oznaczający: hałasować, łomotać. Prawdopodobnie już wcześniej podnoszono ten temat, ale dopiero nasilenie różnych zjawisk i skargi miejscowej ludności przyczyniły się do wysłania ponownej prośby o pomoc do władz zwierzchnich, a chodziło przede wszystkim o ich akceptację do planowanych działań, co niewątpliwie wiązało się z ekshumacją trupa Eichnera. Według skarg od mieszkańców, poczynania złego ducha stały się bardzo agresywne. Podano przykład Christopha Weilanda, którego koń miał stracić ogon wyrwany mu ze skórą i mięsem. Różne nieszczęścia miały też dotknąć miejscowe kobiety, które zjawa niepokoiła pod nieobecność ich mężów. Już wówczas podejrzewano, że za całą sprawą stoi właśnie duch zmarłego w maju 1709 r. George Eichnera, który nie może zaznać w swoim grobie spokoju.
W piśmie z lipca 1709 r. wyrażono życzenie, aby zwierzchność podjęła jakieś działania celem zapewnienia, jak to określono spokojnego życia ówczesnych mieszkańców gminy, oczekiwano przeprowadzenia oględzin grobu zmarłego. Wszystko musiało odbyć się za wiedzą i zgodą odpowiednich władz. Nie mogło być mowy o samowolnym profanowaniu grobów. Szczególnie, że za tego typu działalność przewidywano określone sankcje, z karą śmierci włącznie. Już 4 lipca zdecydowano się na ekshumację zmarłego i oględziny jego zwłok. Wzięli w nich udział miejscowy grabarz oraz drugi zawezwany z Unisławia Śląskiego, przy nadzorze przedstawicieli sądu z Rybnicy Leśnej. Po otwarciu trumny znaleziono w niej ciało wyglądające jak u żywego mężczyzny. Zwłoki wyglądały, jakby chwilę temu złożono je do grobu. Ciało, zapewne po nacięciu krwawiło, nie śmierdziało, twarz była świeża, a oczy nieboszczyk miał otwarte. Zwrócono też uwagę na członek, który był ponoć „ognistoczerwony” i w stanie wzwodu (sic!). Śmiertelna koszula, w którą ubrany był nieboszczyk nie była zniszczona, ale mokra, ponieważ trumna znajdowała się częściowo w wodzie. Dnia 11 lipca doszło do ponownych oględzin trupa Eichnera, ale tym razem dokonano też „sekcji”. Na lewej nodze znaleziono czerwone znamię, z którego po nacięciu nożem wypłynęła krew. Powyższe oznaki utwierdziły zebranych w fakcie, że jakiś zły duch wstąpił w trupa zmarłego.
Kolejny dokument jaki wysłano do władz zwierzchnich datowany jest na 15 lipca 1709 r. i przedłożono w nim zeznania przesłuchanych przed sądem kilkudziesięciu świadków, których bezpośrednio dotknęły niepokojące wydarzenia. Zapewniono w nich, że niepokojące zjawiska miały już miejsce przed i w trakcie pogrzebu zmarłego. Jak zeznała pewna 35-letnia kobieta, na dzień przed pochówkiem Eichnera w jednym z domów spadła ze ściany latarenka przymocowana za pomocą sporych rozmiarów gwoździa, dało się też odczuć niepokój pośród zwierząt domowych. Ponoć te zjawiska miały dziać się w domu wdowy po zmarłym, a w dniu pogrzebu Eichnera i w noc po nim dało się słyszeć drapanie i pomiaukiwanie kota. Tajemnicze zjawiska nękały też inne osoby. Przesłuchano ponownie wdowę, 50-letnią kobietę, która była 26 lat w związku z Eichnerem. Zeznała m.in., że widziała zmarłego męża stojącego w sypialni przy łożu trzymającego w ręce nóż. Inna wdowa zeznała, że zmarły nie był złym człowiekiem, raczej cichym i spokojnym, jednak chorował. Powyższe potwierdził też 42-letni kowal z Rybnicy Leśnej, jak i inne osoby zamieszkujące tą miejscowość. Niemal większość z przesłuchanych wspominała też o różnych, niewytłumaczalnych zjawiskach, jakie ich dotknęły jak domniemano ze strony zmarłego. Jedynie syn nieboszczyka, 33-letni Tobias Eichner zeznał, że jego nie dotknęły żadne niepokojące zjawiska, nie zaobserwował też stukania w swoim domu.
W świetle powyższego zarządzono dodatkowe przesłuchania świadków, co miało dać odpowiedź, jakie wydarzenia ze strony zjawy miały miejsce od 11 do 14 lipca 1709 r. Wynika też z dokumentu, że w tym czasie dla bezpieczeństwa wystawiono straż na cmentarzu. Pilnujący grobu Eichnera zeznali, że widzieli jedynie owady. Pierwszy trzmiela, który złowieszczo bzyczał koło mogiły, jednak, kiedy pochylili się do niego, ten odleciał i przeleciał nad cmentarnym murem, drugi ze strażników widział motyla. Trzeci wspomniał, że słyszał odgłos przepiórki, ale jej samej nie dostrzegł, czwarty pilnujący widział czarnego ptaka lub nietoperza, jak również i trzmiela, który wleciał jednemu ze strażników we włosy, a następnie przeleciał jak pozostałe nad cmentarnym murem.
Kolejne tygodnie przyniosły jedynie nasilenie się histerii wśród mieszkańców Rybnicy Leśnej, spowodowanej działalnością domniemanej zjawy, których zeznania złożone przed sądem są niekiedy tak absurdalne, że aż trudno w to uwierzyć, że dawano im wiarę. Poltergeist oprócz stukania, drapania, płoszenia zwierząt domowych miał również dopuszczać się przemocy fizycznej, a wręcz seksualnej. Co ciekawe w tej ostatniej kwestii wypowiedziała się też niejaka Rosina Cranin, która pomagała przygotować leżące już w trumnie ciało Eichnera do pochówku. Zeznała, że dostrzegła wzwód członka zmarłego (sic !), co widoczne ponoć było przez unoszącą się śmiertelną koszulę, w która ubrany był nieboszczyk. Zapewne z tej przyczyny rozniosły się plotki, że trzy miejscowe kobiety były z George Eichnerem w ciąży. Rozpowiadać je miał wśród mieszczan świdnickich wójt z Unisławia Śląskiego. Powyżsi świadkowie jednak nie poszli jednak tak daleko w niedorzeczności swoich zeznaniach, jak niejaka 33-letnia Maria Weilandin, która posądziła zmarłego Eichnera o fellatio i opowiedziała sędziom, iż pewnej sierpniowej nocy przyszedł do niej do sypialni, jednak była ona w pierwszej chwili przekonana, iż właśnie wrócił jej mąż. „Męskość“ przystawiona do jej twarzy była bardzo zimna, co miało ją jedynie utwierdzić w przekonaniu, że to nie jej partner, więc podejrzenie padło na zmarłego Eichnera.
Ostatecznie sprawę Georga Eichnera zdecydowano się rozwiązać 24 września 1709 r., kiedy przystąpiono do przeniesienia jego zwłok z miejscowego cmentarza i wyegzekwowanie wyroku na trupie. Według wydanego orzeczenia ciało miało zostać przerzucone przez mur cmentarny, ale jak podkreślono w omawianym dokumencie – głową do przodu, musiano zadbać też aby wszystkie deski z trumny zostały usunięte. Czynności te miały zagwarantować, że zmarły nie będzie miał możliwości powrotu w miejsce swojego pochówku. Pusty grób musiał być zasypany kamieniami, co miało dodatkowo uniemożliwić powrót i gwarantować, iż nikt inny w nim nigdy już nie zostanie pochowany. Trup Eichnera miał zostać przewieziony na wozie przeznaczonym do transportu padliny na granicę miejscowości i tam po dekapitacji i złożeniu uciętej głowy między nogami zmarłego, ciało miało zostać umieszczone w wykopanym dole, do którego nakazano wrzucić też drewno z porąbanej siekierą trumny. Wiadomo, że zwłoki Eichnera zostały przewiezione w stronę Waligóry (wówczas Heidelberg) i zapewne u jej podnóża, w miejscu ustronnym zostały pogrzebane. Nie wiadomo też, którego kata wezwano do wykonania wyroku na trupie Eichnera. Teoretycznie najbliżej mieli mistrzowie z Mieroszowa i Wałbrzycha, jednak Rybnica Leśna leżała w dystrykcie podległym pod katownię w Świebodzicach. Najpewniej jednak „zlecenie” otrzymał kat z Wałbrzycha, który dziesięć lat później (1719 r.) świadczył podobne usługi w Rybnicy Leśnej względem jakiegoś samobójcy.
Szerzej na ten temat zob.: D. Wojtucki, Przypadek Poltergeista z Rybnicy Leśnej z 1709 r. Przyczynek do wierzeń w magia posthuma na Śląsku, [w:] Staropolski Ogląd Świata. Nulla dies sine linea. Księga jubileuszowa dedykowana prof. Bogdanowi Rokowi w 70. rocznicę urodzin (red. E. Kościk, F. Wolański, R. Żerelik), Toruń 2017, s. 229-243.